Jak warszawskie Metro niechlujne, brzydkie i niebezpieczne dla zdrowia i życia Pasażerow (pisze to były szef jednej z trzech pracowni projektowych metra w Wiedniu), tak - jak i wiele innych firm - było zmuszane (przez koneksje Człowieka, którego od finansów oddzielał "chiński mur"!) do nachalnego reklamowania wyrobów spółki, założonej z kapitałem zakładowym wynoszącym obecne 5 zł (a w "realu" posiadającej chody załatwiające dostawy papieru, którego nie otrzymały inne, "wraże" redakcje).
Z chwilą zamontowania w wagonach Metra monitorów, spółka ta była jedynym dostawcą informacji tam wyświetlanych, a nachalni "rozdawacze" wpychali każdemu Pasażerowi bezpłatny egzemplarz "ichniej" gazetki.
Były to tez czasy, kiedy Konserwatysta z przykrością odnotowywał, iż większość gazet czytywanych w pedzącym Metrze, też pochodziła od wymienionej spółki.
Dziś, około południa przejechałem się bezpłatnie na trasie Kabaty-Centrum i z powrotem i na próżno gapiłem się w monitory nowoczesnego składu pociągu, wypatrując ukochanego logo. Nic z tego! Zniknęły też stosy warlającej się makulatury, tak nachalnie wciskanej w dłoń każdego, kto przechodził obok wejścia do Metra!
Powyższą, nienormalną dla Konserwatysty, sytuację można "wziąć na karb" ślepoty, która uprawnia do bezpłatnego korzystania przezeń z uroków warszawskiej komunikacji miejskiej, lecz obserwacja monitora z odległości 20 cm też nie zmieniła faktu, iż wyświetlana była tylko aktualna pozycja składu pociągu.
Wzorem ukochanego felietonisty, Katawa Zara, Konserwatysta zaczął był podejrzewać władze spółki Metro o akt bezczelnego antysemityzmu, a zwłaszcza już na tle afrontów, jakie spotkały sołtysową Jabłońską w Brukseli, gdy Jej wybitnie nierozgarniety Małżonek nie otrzymał dochodowej fuchy...
Ale gdzie Warszawie do Brukseli... |