Wielka Sobota, według pojęć Konserwatysty, jest dniem najbardziej odpowiednim do zadumy nie tylko nad sensem życia, lecz i jego końcem.Poniższe rozważania opieram na super-nowoczesnych ustaleniach Nauki o fizyce kwantowej, a które głębszego sensu nabierają dopiero w konfrontacji z twierdzeniami, których pierwotne sformułowanie leży u prapoczątków Umysłowości inteligentnej, nie do ustalenia przez Chronologię.
Pierwszym ze stwierdzeń jest to, że Ktoś „umarł dla świata”, o którego starożytnym pochodzeniu świadczy chociażby fakt, iż w słowniku synonimów, posiada aż 49 „zamienników”.
Drugim, bardziej interesującym stwierdzeniem, na którym pragnę oprzeć dalszy wywód jest to, stosowane zwłaszcza przez różne związki religijne, występujące także w Cywilizacji Łacińskiej, iż „nic nie umiera”, co doskonale koresponduje z doktryną nieśmiertelności Duszy w Chrześcijaństwie.
Podstawą zaś Fizyki kwantowej, jest zasada Obserwatora, uzupełniona równaniem fizycznym o bilansie energetycznym Wszechświata.
Celem poniższych rozważań jest wykazanie, że nie jest prawdziwą lansowana we Współczesności teza nie tylko o rzekomym rozdziale Wiary i Nauki, lecz wręcz o zasadzie ich wzajemnego wykluczenia, czyli pozorne istnienie alternatywy, że albo Wiara, albo Nauka, podpierając to, błędne twierdzenie, dawno obumarłą dziedziną nauki, jaką jest Logika.
W roku 1932, w USA, nakładem Yale University Press, ukazała się doskonała książka profesora Carla L. Beckera, po tytułem „The Heavently City of the Eighteenth-Century Philosophers”, ukazująca mechanizmy powstania powyżej opisanej pozornej alternatywy, pomiędzy Wiara a Nauką:
„Najnowsze odkrycia i wynalazki przestały być dziełem szczęśliwych zbiegów okoliczności, które winniśmy przyjmować z mieszaniną zachwytu i lęku. Stały się natomiast elementem codziennej pracy, dającym się przewidzieć, starannie zaplanować i wdrożyć zgodnie z przyjętym harmonogramem. Nowość nie pobudza naszej ciekawości, skoro przestała być nowością; przeciwnie, tak dalece przywykliśmy do niezwykłości, że stała się ona w istocie czymś zwyczajnym. Nie dzieje się nic nowego na ziemi i na niebie, o czym wcześniej nie zamarzono w naszych laboratoriach; bylibyśmy z pewnością zdumieni, gdyby któryś z nadchodzących dni nie zaoferował nam kolejnej porcji wyzwań wobec naszych zdolności przystosowania. Nauka uświadomiła nam daremność naszych wysiłków podejmowanych po to, aby za wszelką cenę zrozumieć „ukryte działanie" rzeczy, którymi się posługujemy. Zdaliśmy sobie sprawę, że możemy prowadzić samochód, nie mając pojęcia o działaniu gaźnika, albo słuchać radia, nie rozumiejąc zjawiska emisji fal radiowych. Zwyczajnie nie mamy czasu na kontemplację czy to zagadek nieba gwiaździstego nad nami, czy to kompleksów freudowskich w nas. Jesteśmy do tego stopnia zaabsorbowani wielością rzeczy, które musimy obsługiwać i którymi się stale posługujemy, że nie mamy już ani wolnej chwili, ani ochoty na poszukiwanie racjonalnego wyjaśnienia natury sił sprawiających, iż pracują tak wydajnie.
Zbywając kwestię ukrytego działania lekceważącym wzruszeniem ramion, jesteśmy w dobrym towarzystwie. Arcykapłani nauki opanowali tę sztukę w nieporównanie większym stopniu niż przeciętny człowiek Jest w tym jakaś ironia, że posługiwanie się metodą naukową, z którą niegdyś wiązano nadzieję, iż wyzuje wszechświat z wszelkiej tajemnicy, doprowadziło do tego, że z każdym dniem staje się on dla nas coraz bardziej niezrozumiały. Osiągnięcia fizyki, o której powiadano, że uwolniła nas od potrzeby metafizyki, uczyniły z niej najbardziej metafizyczną dziedzinę nauki. Z im większą uwagą fizyk przygląda się materialnemu tworzywu świata, tym mniej potrafi zobaczyć. Pod jego czujnym wejrzeniem namacalny świat Newtonowskiej fizyki zamienił się w układ promieniujących energii. Świat, którego nie da się w pełni objaśnić za pomocą mechaniki, nie mógł zostać stworzony ani przez utalentowanego inżyniera, ani przez Głównego Sprawcę. „Jakiż jest sens mówić o wyjaśnianiu mechanicystycznym — pyta prof. Whitehead —jeśli nie wiadomo, co się rozumie przez pojęcie »mechanika«?"
Mówi się nam, że jeśli przypiszemy jakiejś rzeczy pewną pozycję, to nie możemy określić jej prędkości; a jeśli stwierdzimy, że porusza się z pewną prędkością, to nie możemy określić jej pozycji. Powiada się, że wszechświat składa się z atomów, a atom składa się z jądra, wokół którego, po dających się określić orbitach, krążą elektrony; ale eksperymenty dowodzą, że elektron może — z sobie tylko wiadomych powodów — poruszać się po dwóch orbitach równocześnie. Oto gdzie nas zaprowadziła zdroworozsądkowa metoda Galileusza polegająca na obserwowaniu zachowania ciał fizycznych i kurczowym trzymaniu się faktów; postawiła nas w końcu wobec faktu, którego zdrowy rozsądek nie pozwala przyjąć do wiadomości.
Cóż na to możemy poradzić? Rozum i logika przeżywają prawdziwe męczarnie; ale my już dawno przestaliśmy przejmować się zbytnio rozumem i logiką. Ostatnio uzmysłowiono nam, że logika jest w stosunku do nas czymś zewnętrznym, czymś, co istnieje niezależnie od nas; że jest czymś, co, jeśli zechcemy, może nas wziąć za rękę i wprowadzić na ścieżki prawdy. Przypuszczamy teraz, że jest czymś, co stworzył umysł, aby ukryć własną nieśmiałość i dodać sobie odwagi, rodzajem magicznej sztuczki mającej nadać pozór słuszności wnioskom, które, jeśli uczynią to wszyscy z naszego otoczenia, i tak jesteśmy gotowi zaakceptować. Jeżeli wszyscy ludzie są śmiertelni (założenie) i jeśli Sokrates był człowiekiem (w przyjętym znaczeniu), to nie ma wątpliwości, że Sokrates musiał być człowiekiem śmiertelnym. Sądzimy wszakże, że w jakiś sposób wiedzieliśmy o tym wszystkim, zanim zostało to poddane testowi na sylogizm. W miarę jak przybywało punktów widzenia, logiki zaczęły się mnożyć. Najpierw była jedna logika, potem dwie, jeszcze później kilka; w ten sposób dzisiaj, zdaniem pewnego autorytetu (jeśli współpracownik Encyclopaedia Britannica zdradzający poczucie humoru może być uważany za autorytet), stan współczesnej logiki jest taki „jak Izraela w okresie sędziów, to znaczy, każdy czyni to, co sam uważa za słuszne". Oddając należny szacunek logice matematycznej (która zajmuje się pojęciami, a nie faktami) oraz logice prawdopodobieństwa (co do której Keynes zapewnia nas, że jest prawdopodobnie słuszna), trzeba stwierdzić, że sprawdzalne fakty kompletnie zniszczyły trwałe, jak się zdawało, podstawy logiki indukcyjnej i dedukcyjnej i dlatego nie mamy już wyboru — musimy trzymać się sprawdzalnych faktów, chociaż nosi to wszelkie cechy intelektualnego samobójstwa.
Fizycy właśnie z tego powodu kurczowo trzymają się sprawdzalnych faktów. Jeżeli logika ośmieli się zaprotestować w imieniu prawa, oni już wiedzą, jak ją przekupić, aby taktownie patrzyła w inną stronę, kiedy oni prowadzą swoje nielegalne interesy, czego przykładem może być (podaję to na odpowiedzialność Sir Williama Bragga) nauczanie „falowej teorii światła w poniedziałki, środy i piątki, a teorii kwantowej we wtorki, czwartki i soboty". A zatem nie powinniśmy być zaskoczeni, kiedy uświadomimy sobie, że fizycy, jeśli im tak wygodnie, nie zawahają się potraktować jądra i elektronu nie jako materię, lecz wyłącznie jako promieniowanie -- niefrasobliwie przekształcając w ten sposób świat materialny w nagromadzenie odpychających się i przyciągających prędkości, w które każą nam wierzyć, ponieważ potrafią je matematycznie stwierdzić i wykorzystać”.
Δ
Po „rozświetleniu mroków” fragmentem wykładu profesora Beckera, obnażającego kulisy terroru Współczesności, żądającej ograniczenia się li tylko do Nauki i bezkrytycznej nomen omen wiary w jej ustalenia, rugującej i piętnującej Wiarę w porządek transcendentalny, - nadeszła pora przedstawienia mojej własnej tezy/przypuszczenia co do przebiegu tego momentu, w życiu każdej Osoby ludzkiej (a także Istoty żywej), jaką jest śmierć.
W tym momencie, przypominam zasadę Obserwatora, lub Obserwatorów, dla których kres istnienia Osoby ludzkiej oznacza Jej - nieodwracalne - „odejście z tego świata”, które jest niezbitym faktem, lecz tylko dla nich, i w ich ograniczonym pojęciu, i możliwościach obserwacji oraz percepcji rzeczywistości czterech wymiarów (przestrzeń + czas).
Zupełnie inaczej, ten sam proces śmierci ciała fizycznego, może odbierać Osoba bezpośrednio przeżywająca moment, nieodwracalnego dla śmiertelników, lecz nie dla Istot Boskich, „opuszczenia tego świata”.
W związku z powyższym, jest całkiem możliwe, iż – w chwili śmierci - następuje całkowita rozbieżność doznań i obserwacji u Osoby, będącej obiektem obserwacji Osób postronnych, w porównaniu do wrażeń, a zwłaszcza uczuć tychże, właśnie, Obserwatorów.
Na tle powyższych rozważań, nie jest także wcale pewnym, że – często dramatyczne i spektakularne - „męki konania”, jakie niejednokrotnie obserwują Obserwatorzy zgonu, są takie same dla nich, jak i Osoby proces ten przechodzącej, gdyż nie istnieje żadna aparatura badawcza, pozwalająca na empiryczne zbadanie tego procesu, wraz z niezależną rejestracją doznań obydwu „stron” zdarzenia.
Dodatkowym argumentem z dziedziny fizyki, który przemawia (naukowo) na korzyść apriorycznej, gdyż nieudowodnionej tezy o tym, że „nic nie umiera, a życie trwa wiecznie”, jest bilans energetyczny Wszechświata, który pozostaje w niezmiennej równowadze masa=energia, niezakłócanej procesem obumierania Istot żyjących, nie tylko na naszej planecie, lecz również – prawdopodobnie – w całej, zasiedlonej formami życia, przestrzeni kosmicznej. Na korzyść teorii o powszechności Życia przemawia coraz bardziej prawdopodobna hipoteza panspermii, jako wyjaśnienia początków życia na Ziemi.
Podsumowując: będąc pełen Wiary w nieśmiertelność Duszy i Życia, także po akcie rozstania się z ziemskim „teatrem wydarzeń”, podpieram się zdobyczami nowoczesnej Nauki, która – jeżeli przyjrzeć się temu zagadnieniu dostatecznie blisko i bez niepotrzebnych emocji – wcale nie wyklucza poza dziedzinę Nauki teorii Inteligentnego Projektu, czyli Kreacjonizmu, którego naukowo dowiedzionym „narzędziem” jest Ewolucja, czyniąc wątpliwym, choć podlegającym rzeczowej dyskusji, problem istnienia alternatywy pomiędzy zantagonizowanymi: Nauką i Wiarą.
Prowadzącym zażarte spory o kwestie niesprawdzalne, a zwłaszcza przy pomocy dzisiejszej aparatury badawczej, przypominam, iż w życiu każdej Istoty żywej, a więc i Osoby ludzkiej, nadchodzi moment, w którym możliwe jest empirycznie, choć trudne do ogłoszenia np. w periodyku „Nature”, rozwiązanie wszystkich kwestii dotyczących omawianych tutaj problemów...
Wesołych Świąt. |