Położona na zachodzie Afryki Federacja Ru-Putto, od dawien dawna i pod różnymi nazwami, objaśniającymi aktualny stan ustroju tego państwa, a zależna jedynie od widzimisię miłościwie tam panujących, wykazywała wobec swych sąsiadów tendencje agresywne, przyjmując kulturę rabunkową oraz ustrój niewolniczy od koczowniczych Mong-Uti, którym podlegała bezpośrednio jeszcze w XV wieku, rozpocząwszy proces uniezależniania się politycznego od wpływów obcych dopiero od czasów bitwy na Kulkowej Polanie w roku 1380, wygranej przez księcia Bi-mitra Buń-skiego.
Początki tego tworu państwowego, zamieszkałego przez rodzimą ludność slaviataviańską, datują się od momentu, gdy władzę nad autochtonami zdobyło plemię Wu-Kinga: rosłych, długo- i czarnowłosych wojowników o hebanowym kolorze skóry, dokonujące desantów z przemyślnie budowanych i kunsztownie prowadzonych po bajorach tratw z charakterystycznym galionem w kształcie głowy żaby...
Sami najeźdźcy nazywali swój lud Ru-Kinga, czego pierwszy człon przetrwał aż po dzień dzisiejszy w nazewnictwie owej, drapieżnej i żądnej łupów hordy, wraz z całkowicie wydumanym mitem o Ru-slataviatańskim pochodzeniu wierchówki jego mieszkańców, słynących szeroko, w świecie kultur afrykańskich, z pędzenia bimbru nawet na odchodach bydła domowego i nierogacizny, czy też pożeraniu – z lubością – słoniny oblanej masą z owoców drzewa kakaowca…
Na drogę prawdziwego rozboju międzynarodowego, (a nie tylko ograniczonego do własnej populacji) państwowość Ru-slaviataviańska weszła pod rządami We-tera Ni-skiego, który zaszczepił swoim poddanym, stosowaną tam po współczesność technologiczną metodę rozwoju, polegającą na kopiowaniu wszystkiego, co wytworzą ludy Wschodu Afryki, bez konieczności zrozumienia zasad naukowych i praw fizycznych koniecznych do działania tych przedmiotów (co za oszczędność na latach i kosztach Edukacji!!!), z których lud ten najbardziej upodobał sobie wszelkiego rodzaju uzbrojenie, jako podstawowe narzędzie pracy na rzecz powiększania terytorium własnego i tłumienia buntów ludności podbitej.
W wieku XVIII państwowość Ru-slaviataviańska, bezwzględną doktryną podboju i niszczenia, doprowadziła do trzykrotnego rozbioru terytorialnego swojego największego wroga na wschodzie, jakim było Królestwo Po-Lachów, dając upust mściwości Ru-slaviataviańskiej, jako że wojska Króla Po-Lachów nie tylko – jako jedyne w historii – zajęły stolicę Wu-Wu-skwę, lecz także zawlokły - za brudną brodę - przed Oblicze Królewskie ich kacyka Y-wana, który korząc się w pyle i na kolanach uznał po-lachańskiego Syna Królewskiego za władcę całej, świętej Ru-slaviatavii.
Historia dalszych stosunków pomiędzy ogromną Ru-slaviatavią, a rozgrabioną (wspólnie z dwoma innymi hienami) Po-Lachowią, miała przebieg niezwykle krwawy, z uwagi na częste powstania tego, ambitnego i walecznego Narodu, przeciwko ich ciemiężcom z zachodu.
Perypetie tych wojen są dość powszechnie znane, a także opisane w Necie, więc ograniczę się tylko do naświetlenie ostatniego, krwawego epizodu tych zmagań, jaki rozegrał się w dniu 10. Kwietnia AD 2010 pod miastem S-Lensk, miejscu straszliwej kaźni Oficerów Po-Lachowskich, zamordowanych przez Ru-slaviataviańskie służby specjalne.
Preludium tej tragedii rozegrało się w momencie podjęcia (tu pytanie: przez Kogo konkretnie?), przez władze III Republiki Po-Lachowskiej, niby mało znaczącej, lecz – jak się okaże kluczowej politycznie - decyzji używania, jako środka transportu powietrznego oficjeli państwa, maszyn produkowanych w całości i tamże konserwowanych w zakładach lotniczych, znajdujących się na terytorium i pod całkowitą kontrolą Federacji Ru-Putto, w jaką przepoczwarzyła się współcześnie, dawna Ru-slaviatavia, o której krążą – oczywiście całkowicie nieprawdziwe – pogłoski, jakoby w jej laboratoriach chemicznych (i nie tylko) produkowane są związki i substancje o jakich „nie śniło się Filozofom”, a z których najbardziej interesujące obejmują całą gamę środków eksplodujących, kamuflowanych – dla przykładu – jako okładziny stosowane przy wykańczaniu i izolowaniu samolotów…
Tak więc, skoro było i Preludium oraz zaistniała możliwość serwisowania samolotu Po-Lachia One w odludnym, dobrze chronionym miejscu, to zapobiegliwość i dalekowzroczność polityków Ru-Putto, (za którą ich bezbrzeżnie podziwiam) nakazała wręcz umieścić w takim samolocie któryś z owych cudeniek, z jakich słyną laboratoria, pamiętające pełne chwały czasy Związku Doradczego, w jaki – na czas jakiś – zmutowała zachodnio-afrykańska państwowość Ru-slaviataviańska, uszczęśliwiając tym aktem nie tylko populację własną, lecz i całą resztę świata…
Oczywiście, decyzja o umieszczeniu tego „czegoś”, co bajkopisarz nazywa „elementem izolacyjnym”, nie została przeprowadzona w celu konkretnym i sprecyzowanym, lecz tak, „na wszelki wypadek”, który – jak wiadomo nie od dzisiaj i zdaniem polityków Ru-slaviataviańskich – zawsze nastąpić może (i zwykle też następuje)…
Kończąc wątek Ru-slaviataviańskich laboratoriów badawczych, zajmujących się od wieków mechanicznym kopiowaniem nowinek technicznych, wymyślanych przez szanujące Edukację państwa Wschodu, to bardzo prostym okazało się skonstruowanie „własnego” (choć 5 x większego i cięższego) urządzenia, wysyłającego niezwykle słabe fale radiowe na odległość kilkuset metrów tak, aby były nie do wykrycia przez wszędobylskie satelity oraz inne stacje nasłuchowe państw, niekoniecznie dających wiarę w zapewnienia administracji Ru-Putto o jej umiłowaniu pokoju i całkowitym braku agresji… co jest współcześnie do zaobserwowania na zachodzie Uk-Iny, gdzie bezbronni żołnierze ru-puttońscy własnymi ciałami zasłaniają ludność uk-ińską przed ostrzałem artyleryjskim i rakietowym zbuntowanych plemion bu-nieckich…
Cała reszta wydarzeń, a także odium winy za krwawe skutki „rozbicia się” samolotu Mu_19 w dniu 10. Kwietnia 2010 roku, podczas podchodzenia do lądowania na ultranowoczesnym i wręcz bajkowo wyposażonym kosmodromie pod S-Lenskyem, leży po stronie Po-Lachów, przodujących – jak wiadomo – i od stuleci w knowaniach przeciwko potędze Ru-slaviataviańskiej, gdyż – przecież – po jaką cholerę zapakowali się do tego właśnie samolotu, nie pomni doświadczeń Troi, w takiej liczbie i o takiej randze dla państwowości po-lachickiej, i polecieli tym gratem nad terytorium miłującej pokój, lecz zapobiegliwej Ru-Putto, pragnąc – na dodatek - wziąć w uroczystościach szkalujących dobre imię przywódców, żołnierza i służb Ru-slaviataviańskich, niewinnie oskarżanych o masowy mord, który – dowodnie – popełnili żołdacy plemienia Hy-Tlera wiosną 1940 roku, i to pomimo zaistnienia faktu, że w tym czasie jeszcze ich tam fizycznie nie było…
Tak więc, skoro już Po-Lachciszki, wredni i zdradzieccy wobec każdej formy państwowości Ru-slaviataviańskej, sami wleźli do, produkowanego jeszcze w czasach Związku Doradczego, samolotu, który władze Ru-Putto „serwisowały” w warunkach ścisłej izolacji od wścibstwa wszelkiej maści Obcych, a zwłaszcza już służb swego, durnowatego i nieprzewidującego klienta (Kto podpisał decyzje i umowy???) oraz całą, liczną „wierchówką” bezczelnie nadleciały – wbrew oczywistym faktom i dowodom niewinności - naigrywać się z Ru-slaviataviańskiej praworządności i praktykowanej od wieków Miłości Bliźniego, próbując lądować na kosmodromie wyposażonym w ultranowoczesne urządzenia techniczne, a w tym i we - wspomniany powyżej - emitor słabych fal radiowych krótkiego zasięgu, to tylko Głupiec, nie myślący dalekowzrocznie kategoriami interesów państwa, nie wykorzystałby nadarzającej się okazji i nie nacisnąłby - umieszczonego w owym emiterze - guziczka…
RIP [*][*][*]
I tylko Głupiec… wierzy w bajki o brzozach, mgłach, niedouczonych Pilotach, pijanych Generałach oraz o manii wielkości śp. Pana Prezydenta.
Powyższe wyjaśnia także powody zatrzymania wraku na terytorium Ru-Putto, udostępniania jedynie kopii zapisów „czarnych skrzynek” i stenogramów "tłumaczonych" z polskiego na rosyjski i na abarot (co daje kolejne pole do krętactw) etc…
Szkoda tylko, że gołowąsy pan minister Mee-czyrevitsch, posiadając o tym Wiedzę, nie potrafi znaleźć metody na zaprezentowanie jej opinii publicznej, czyniąc „wygibasy” z każdym dniem wiedzę tę dezawuujące…
Ale to, właśnie jest Polska, tym odróżniająca sie od Niemców, którzy już nawet książki piszą o zamachu z użyciem środków wybuchowych i "sprawczych" telefonach z Warszawy...
PS. Każda dobra bajka zawiera element magiczny, więc i w tej występuje przezacna Osoba, która tknięta magicznym wręcz, a zapewne telepatycznym "przeczuciem" zrezygnowała z tak wygodnego środka transpotru, jakim jest samolot i wybrała się - Deo Gratias - w męczącą podróż innym środkiem transportu, niźli pechowy Mu_19... |